Wywiad z Sebastianem Matuszewskim – świeżo upieczonym Mistrzem Europy serii King Of Europe Pro 2

Sebastian Matuszewski:
“Postawiłem wszystko na jedną kartę w tym przejeździe (i tak nie miałem nic do stracenia)
i tym sposobem tytuł, razem z ogromnym pucharem, wrócił do nas nad morze.”

Zwycięstwo w tegorocznym cyklu King of Europe PRO2 Series jest już twoim drugim w karierze? Wcześniej, w 2016 roku również się udało wygrać, prawda?
Tak, wcześniej też udało się wygrać. Po wygraniu tytułu mieliśmy roczną nieobecność na Europejskich torach spowodowanym mocnym naciągnięciem budżetu, niestety na 2017 nie znalazł się sponsor, dzięki któremu moglibyśmy kontynuować ciągłość startów za granicą, więc wymuszoną decyzją jeździliśmy w Polsce, aczkolwiek może los nam sprzyjał, bo na pierwszej rundzie w poprzednim sezonie na torze w Pszczółkach wybuchł nam silnik, co skutecznie dobiło nasz i tak bardzo nadwyrężony portfel, ale nie ma tego złego… 2017 poszedł na straty, głównie przez pasmo problemów technicznych, głównie ze złośliwościami rzeczy martwych, a teraz jesteśmy tutaj i skutecznie udowodniłem, że nie można się łamać i jeden pechowy rok nic nie znaczy, bo ambicje były cały czas wysokie. Trzeba było się podnieść i dalej walczyć. Wróciliśmy z tytułem i to się liczy.

Wywiad z Sebastianem Matuszewskim

Z tego co pamiętam, również stoczyłeś bój z Bułgarem?
Jemu będę się śnił po nocach, 2 lata temu spotkaliśmy się tylko raz w Austrii, ale nasz pojedynek jest rozpamiętywany do teraz z racji 3 dogrywek walcząc o pierwsze miejsce na rundzie, finalnie przeze mnie wygrany. W tym roku pierwsza runda w Austrii była identyczna, aczkolwiek już nie 3 dogrywki tylko jedna, więc porównując do batalii sprzed 2 lat gładko poszło. Trzeci raz spotkałem się z nim na finałowej podwójnie punktowanej rundzie zamykającej nasz sezon również na naszym ulubionym torze w Austrii i tym razem, gdzie walka toczyła się na każdej płaszczyźnie (również psychologicznej), spotkaliśmy się w półfinale TOP4. Cała sytuacja polegała na tym, że wyżej wspomniany sympatyczny Bułgar przyjeżdżał do Austrii jako lider klasyfikacji generalnej z przewagą 40pkt, ja byłem drugi. Gdybym przegrał z nim półfinał to by przypieczętował tytuł i ja bym się musiał cieszyć drugim miejscem, więc każdy z nas wiedział o jaką stawkę odbywa się walka. Wynik naszych starć na tym torze jednoznacznie wskazywał na mnie. Ostatecznie udało się wygrać 3 raz, ale dla mnie nie oznaczało to jeszcze tytułu, bo ja musiałem wygrać jeszcze finał, żeby tytuł w tym roku wrócił do Polski.

Z ilu rund składał się tegoroczny cykl?
Tegoroczny cykl składał się z 6 rund, z czego do klasyfikacji generalnej liczyły się najlepsze 3 plus podwójnie punktowana runda finałowa. Dlatego byliśmy tylko na trzech i finale, wiec teoretycznie nie mogłem sobie pozwolić na błąd… który i tak mi się zdarzył na jedną rundę przed finałem w Niemczech i skutecznie zburzyło to moje plany na tytuł mistrzowski tym bardziej będąc „na fali” po dwóch zwycięstwach, ale nie było czasu na smutki. Zaczęły się nerwy, motywacja wzrosła, bo idąc śladem sezonu dwa lata temu, walczyć trzeba do samego końca i tak też było w tym roku, gdzie szczerze nie wierzyłem w możliwość wygranej, a do Austrii jechałem udowodnić, że się nie poddam.

Na jakich torach się ścigaliście?
Dwa razy w Austrii w Racing Center Greinbach, raz we Francji na torze Anneau du Rhin i raz w Niemczech na torze Motorsport Arena Oschersleben.

Wywiad z Sebastianem Matuszewskim

Jak wyglądała sytuacja w klasyfikacji generalnej przed ostatnią rundą? Zrelacjonuj ostatnią rundę.
Tak jak już wspomniałem wyżej, przed ostatnią rundą byłem drugi w klasyfikacji generalnej, do lidera traciłem 40 pkt. Ostatnia runda jest podwójnie punktowana, więc wszystko mogło się jeszcze zdarzyć, ale znając klasę lidera bardziej były to szanse matematyczne, bo wystarczyłoby jakieś moje potknięcie lub jego wejście do finałowej dwójki i mogłem się pożegnać z tytułem. Sobota już dobrze rokowała, bo udało się wygrać kwalifikacje co mocno mnie podbudowało. Tym bardziej ucieszyłem się jak zobaczyłem, że z moim głównym rywalem mogę spotkać się w TOP4, czyli półfinale, co oznaczało, że szanse na tytuł są zachowane. Dzień później tak też się stało i byliśmy obok na starcie. Do pełni szczęścia musiałem wygrać jeszcze finał, do którego stanąłem ze świetnie dysponowanym tego dnia miejscowym kierowcą z Austrii, ale postawiłem wszystko na jedną kartę w tym przejeździe (i tak nie miałem nic do stracenia) i tym sposobem tytuł, razem z ogromnym pucharem, wrócił do nas nad morze.

Ostatecznie, o ile punktów wyprzedziłeś Bułgara?
Ostatecznie to go nawet nie wyprzedziłem. Zrównaliśmy się punktami, czynnikiem ważącym na tytule okazała się liczba zwycięstw. Ja miałem ich na koncie trzy, on po moim triumfie w finale jedno mniej.

Wywiad z Sebastianem Matuszewskim

Jak prestiżowy jest to cykl na tle innych europejskich imprez?
Jest to liga z 15-letnią historią organizująca cykle zawodów po całym świecie takie jak King of Nations, czyli cykl zrzeszając kierowców z całego świata, gdzie nasza Finałowa runda była równocześnie jedną rund z tego cyklu, byli na niej kierowcy z Japonii i Kuwejtu. Rundy odbywają się między innymi na torze w Dubaju, Bahrajnie lub homologowanych do najwyższych serii wyścigowych torów w Europie, więc myślę, że na tle innych, europejskich imprez wypada bardzo konkurencyjnie. Wszystko ogranicza budżet, może kiedyś uda mi się konkurować z innymi po całym świecie. Bardzo miło było się zbliżyć do aut, które jeżdżą po całym świecie.

Kiedy awans do wyższej ligi?
Nasz awans do wyższej ligi uwarunkowany jest głównie budżetem, żeby startować w wyższej lidze trzeba wziąć udział w 6 rundach i finale, który odbywa się w Grecji, w mojej lidze trzeba było pojechać 3 rundy plus finał, jak łatwo obliczyć jest to połowa kosztów związanych z tzw. „Pro”. Ja jestem gotowy, żeby iść dalej, ale bez wsparcia zewnętrznych firm nie będzie to możliwe. Robię co mogę żeby udowodnić, że godnie reprezentuje każdego kto wyciągnie do nas pomocą dłoń.

Jakie są koszty, które ponosicie w trakcie takiego jednego sezonu?
Koszty są ogromne, jeden wyjazd na zagraniczną rundę kosztuje około 20.000 zł. Oczywiście na to nie składa się sama jazda. Transport, hotele, opony, mechanik, fotograf, kamerzysta, paliwo, wpisowe, przygotowanie samochodu, bo tak daleko od domu nie można sobie pozwolić na usterkę i masę innych mniejszych kosztów. I taki wariant jest przyjmując, że nie zdarzy się dla nas nic strasznego jak rok temu wybuch silnika…

Koszty, które ponosimy są dla nas ogromne i bez wsparcia sponsorów mógłbym najwyżej oglądać takie samochody w telewizji, dlatego jestem dozgonnie wdzięczny za możliwość realizowania swojej pasji i podziękowań w formie uzyskanych wyników, bo żebym te wyniki osiągnął, to ktoś musiał mi zaufać.

Dowiedz się więcej o: